W Koge w Papui Nowej Gwinei powoli zbliżamy się do 4. Niedzieli Adwentu. 

W ostatnim czasie w mojej parafii rozwijałem się kondycyjnie, a to z powodu wielości wiosek, do których docierałem pieszo. Co prawda w normalnych warunkach mogę dotrzeć do większości stacji bocznych samochodem bądź motocyklem, ale w obecnej porze deszczowej jest to często niemożliwe. Po Mszy porannej w Koge zjadałem szybkie śniadanie, wkładałem wygodne buty i spodenki i maszerowałem po kilka godzina, aby docierać z Dobrą Nowiną do od odległych zakątków mojej parafii w dystrykcie Sina Sina w prowincji Simbu. Odwiedziny wiosek to czas na sprawowanie sakramentów, katechezę, rozmowy o problemach w wiosce, czy po prostu okazja do wspólnego poznawania się. Ksiądz w Papui Nowej Gwinei jest tzw. bikmanem, kimś ważnym dla społeczności. Po drodze można zatem słyszeć krzyki dzieci, osób starszych i w podeszłym wieku: pater! (ksiądz w melanesian pisin).

Wędrowanie sprawia, że misjonarz przyjmuje styl ludzi w Papui Nowej Gwinei. Z moich obserwacji wynika, że Papuasi to ludzie wędrowania. Muszą wędrować od dziecka po wodę, potem do szkoły, potem do swoich ogrodów. Po drodze można z kimś rozmawiać, słuchać czyichś problemów, usłyszeć o problemach plemiennych czy po prostu być z kimś w drodze. Z początku nie jest to łatwe, szczególnie dla początkującego misjonarza, który w Polsce przemieszczał się samochodem.

Oprócz spraw ewangelizacyjnych na wioskach dojazdowych muszę dbać również o stację główną w Koge. 

W ostatnim czasie spotkała mnie w niej dość ciekawa sytuacja. 

Kilku złodziei ukradło mi parafialną kozę. W związku z tym wraz z kilkoma parafianami podjęliśmy szeroko zakrojone działania poszukiwawcze. Nie dlatego, że ta koza stanowiła dla mnie jakąś sentymentalną czy nawet materialną wartość, ale po to, żeby złodzieje zobaczyli, że nie można tak sobie okradać patera.

Po dwóch dniach poszukiwań nie było żadnych wieści. Aż tu nagle w 3 dniu nastąpił cud! Jeden z moich parafian przechodził obok pewnej chaty w wiosce Muaina, kiedy nastąpiło oberwanie chmury. Zdecydował się poczekać pod zadaszeniem wspomnianej chaty. Kiedy tak stał, usłyszał meczenie kozy. Zaglądnął do środka, a tam… parafialna koza. 

Nowy właściciel kozy twierdził, że kupił ją od jakichś młodych chłopców. Biznes był robiony ok. 1 w nocy i w związku z tym nie widział twarzy sprzedających, bo było ciemno. Oczywiście kłamał… 

W Koge zebrał się zatem sąd plemienny, który miał odkryć prawdę i zwrócić parafialną kozę prawowitemu właścicielowi, czyli mi. W tym też czasie nowy nabywca przypomniał sobie, kto mu sprzedał kozę. Oddał również zwierzę. 

Rodzina złodziei ma zwrócić nowemu, a jednocześnie już staremu właścicielowi pieniądze za ciemny interes. Jeśli by tego nie zrobiła, my jako katolicy będziemy musieli zebrać kwotę i oddać temu, który w nocy ale ponoć legalnie kupił kozę od młodzieńców. Jeśli zwrotu nie będzie w ciągu tygodnia, wspomniany mężczyzna chwyciłby za maczetę… 

Okazuje się, że były już właściciel kozy to tutejszy rozbójnik. Stąd i doradzono mi, abym i ja się z nim pojednał. Mimo, że ja mu nic nie zrobiłem ani nic mu nie ukradłem ani nic jego nie znalazło się jakimś cudem u mnie. Po prostu lepiej unikać konfrontacji z wybuchowymi i nieprzewidywalnymi ludźmi. 

Życie w Papui Nowej Gwinei umie zaskakiwać. Pewnie dlatego jest ten kraj nazwany w j. angielskim: „the land of unexpected” (kraj czegoś niespodziewanego). 

Z kolei w piątek 13 grudnia 2021 w wiosce Nebare w Papui Nowej Gwinei odbyło się poświęcenie nowej kaplicy. Z zewnątrz budynek wydaje się być zwykłym blaszakiem, ale przecież siła Kościoła tkwi we wspólnocie, a nie w budynkach z kamienia. To już druga kaplica w Papui Nowej Gwinei, którą mogłem poświęcić. W normalnych warunkach funkcja ta należy do biskupa. 

Wioska Nebare przygotowywała się tego wydarzenia już od kilku miesięcy. Między innymi karmiła swoje świnie, z których niektóre zostałe wybrane na obiad. Na uroczystości przybyły delegacje z wiosek z całego dystryktu.

Po przybyciu do wioski, aby rozpocząć Mszę o 10.00, okazało się, że większość jeszcze jest w drodze. Taka to godzina papuaska. 

Była to zatem dla mnie okazja, aby pochodzić po wiosce i poobserwować przygotowywanie tradycyjnej papuaskiej potrawy – mumu. Po wykopaniu dołu w ziemi, wrzuca się tam rozżarzone kamienie, potem układa się mięso i warzywa, a następnie wszystko przysypuje się liśćmi i ziemią. Mięso ma w ziemi dojrzewać około 2-3h.

Po wspólnej Eucharystii nastąpił czas przemów, w tym mojej. Następie niektórzy dostali pamiątkowe bilumy (papuaskie torebki). Po wszystkim zostało przyniesione mumu, które wioska Nebare rozdzieliła między przybyłych gości. 

Na drogę otrzymałem pewnie ok. 20 kg mięsa ze świni. Co prawda w tym dniu był piątek, ale w Papui Nowej Gwinei, jak zresztą w Ekwadorze było podobnie, nie obchodzi się zwyczaju postów piątkowych. Są to głównie tradycje polskie.

Niestety nie mam stałego dostępu do prądu, ani lodówki, stąd większość kilogramów rozdam w Koge. W pierwszej kolejności czekają panie z mojego parafialnego przytułku. Ja z kolei będę mógł podzielić się wieczorem kawałkiem mięsa z parafialnym psem.

Obecnie w Koge przygotowujemy się do Świąt Bożego Narodzenia. 22 XII przybędą do Koge delegacje wszystkich wiosek dojazdowych i wspólnie będziemy przeżywać radość z narodzenia Jezusa Chrystusa. Będzie to dla mnie pierwsza okazja do poznania tradycji bożonarodzeniowych w Papui Nowej Gwinei. 

Dziękuję wszystkim dobroczyńcom oraz tym, którzy pamiętają o misjach w Papui Nowej Gwinei. Polecamy Was naszym modlitwom w codziennej Eucharystii. 

Ks. Łukasz Hołub
Papua Nowa Gwinea