Pośród dzieci w północnej Argentynie
Na południowej półkuli w Argentynie, kolejny zimowy miesiąc dobiega końca. Z biegiem dni
będzie już coraz cieplej, a we wrześniu pojawi się kalendarzowa wiosna. Chaco, to jedna
z najbardziej gorących i jednocześnie najbiedniejszych prowincji. Dodatkowo jeszcze teraz
panuje bardzo niestabilna sytuacja ekonomiczna. Kraj zmaga się z ogromną inflacją, a co
się z tym wiąże ceny rosną w zatrważającym tempie. Skutki galopującej drożyzny są coraz
bardziej widoczne i odczuwalne. Z niepokojem patrzymy w przyszłość. Albowiem wszystkie
te czynniki gospodarcze pchają ludzi w coraz to głębszą biedę i ubóstwo.
Dlatego m.in. z tych względów pragnę napisać kilka myśli i spostrzeżeń na temat dzieci,
którym przyszło żyć w najuboższych obszarach Tres Isletas. Pomimo odległości one są takie
same jak dzieci z Europy i pewnie mają bardzo podobne potrzeby…
„Spójrz w oczy dziecka, a zobaczysz Boga”. Zapewne dla wielu z nas ta myśl jest znana
i śmiało można powiedzieć, że tak też jest naprawdę. Bowiem, gdy głębiej spojrzymy w oczy
dzieci, to widzimy w nich to wszystko co piękne, proste i niewinne. Dostrzeżemy szczerość,
ufność i to co najważniejsze – bezinteresowną miłość. Bo takie właśnie są oczy! A co
ciekawe, dotyczy to również nas, dorosłych, ponieważ mimo upływu lat oczy zawsze
pozostają niezmienne i prawdziwe!
Odczuwam za każdym razem ogromny smutek, gdy wracam do domu po spotkaniu z
dzieciakami. Przykro patrzeć na ich codzienność, która odarta jest z delikatności i troski.
Jednak ich oczy są piękne, chociaż można w nich zobaczyć smutek, a czasem i łzy.
Przyjeżdżając na obrzeże miasta wkraczamy jakby w inną rzeczywistość! Ciężko jest
uwierzyć obrazom, które się rysują. Tutaj, na peryferiach miasta swoje „domy” mają ludzie
najbardziej ubodzy. Domy!?!? Trudno nazwać te budynki, w których mieszkają
domami. Niestety, bardziej bowiem przypomnianą kurniki lub małe szopy. Z każdym
kolejnym metrem pokonywanej drogi odsłania się coraz to przykrzejszy i smutny świat!

● Mijamy małego chłopca, który na boso prowadzi konia. Zdarzało się też, że to dzieci
powoziły koniem, przewożąc różnego rodzaju rzeczy.
● Widzimy na podwórkach matki z gromadami dzieci, które na ogniskach
pieką placki z mąki i wody.
● Spotykamy bardzo młode nastolatki, które już są mamami i często nie są w stanie
wskazać ojca swoich dzieci. Dlaczego? Dlatego, że prostytucja jest tutaj niemal
oficjalną formą zarabiania pieniędzy.
● Dziwi nas fakt, że mimo wczesnej pory dzieci są w domach, a nie w
szkole…Okazuje się, że w wielu przypadkach są tylko do niej zapisywane, aby
rodzice mogli otrzymać pieniądze i na tym edukacja najmłodszych się kończy.
● Ze smutkiem patrzymy na dzieci jak biegają na bosaka, brudne i zakatarzone.
Część z nich już teraz zachowuje się patologicznie i agresywnie. Zapewne wiele z
tych maluchów za kilka lat wybierze mało chwalebną drogę, aby jakoś przeżyć
i radzić sobie w życiu.

Zatrzymujemy się przed jednym z takich domów…Mały budynek wybudowany z cegły,
pokryty częściowo blachą i folią, bez dostępu do bieżącej wody. Okna bez szyb z
okiennicami, które chronią przed zimnem i pewnie promieniami słonecznymi podczas lata.
Drzwi akurat tutaj nie ma, jest tylko kotara. Dom stanowią dwa pomieszczenia. Jedno to niby
kuchnia i drugie, w którym znajduje się wszystko. Podłoga, to klepisko; ściany z surowej
cegły, a na nich zawieszone na hakach ubrania. W drugim pomieszczeniu znajdują się dwa
łóżka zajmujące ponad połowę miejsca, a są nimi materace położone na cegłach i pustych
plastikowych bidonach. Stanowią miejsce do spania dla całej rodziny, a w tym domu składa
się ona z siedmiu osób. Również na tych łóżkach znajduje się większość ubrań jakie
posiadają domownicy…
Po naszym przyjściu natychmiast przybiegają z ogromną radością dzieci; wszystkie się
witają i przytulają. Ponieważ każde takie spotkanie to rozmowa, modlitwa, bycie przez
chwilę razem z tymi ludźmi, wsłuchanie się w ich problemy i próby ich zaradzeniu.
Do każdej odwiedzanej rodziny przywozimy zawsze trochę jedzenia, a jeśli też mamy to
ubrania i oczywiście słodycze dla dzieci.
Ileż radości!!!
Słodycze, (najczęściej lizaki) sprawiają, że twarz każdego dziecka (dorosłego również)
rozjaśnia uśmiech! Uszczęśliwione podskakują, biegają i szczerze dziękują. To są
cudowne chwile, albowiem przez moment wszyscy jesteśmy szczęśliwi! „Bo więcej
szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”. Niesamowite jest to, że tak niewiele trzeba, aby
móc doświadczyć nieba…, albo aż tyle….bo „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci
moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Wiara dodaje skrzydeł i sprawia, że każde
takie działanie ma głęboki sens oraz pozostawia w sercu radość płynącą z tego, że
jesteśmy narzędziami w ręku samego Pana Boga.
Nasza posługa wydaje się być „kroplą w morzu potrzeb”, ale nie zniechęcamy się! Ufamy,
że podejmowane starania chociaż trochę przyczynią się do tego, że zasiewane w sercach
dzieci ziarenka dobra i wiary zaowocują odwagą w podjęciu próby, aby w przyszłości
swoje życie czynić bardziej godnym człowieka.
Wszyscy dobrze wiemy, że biedy i nędzy jest bardzo dużo na świecie. Na pewno są miejsca,
gdzie jest ona znacznie gorsza niż u nas, jednak myślę, że w każdej postaci ona przeraża.
Tym bardziej jest okrutna, gdy dotyczy dzieci. Dlatego serdecznie dziękujemy za modlitwę i
wsparcie!!!
Bardzo serdecznie pozdrawiamy z Argentyny Wszystkich Przyjaciół misji i misjonarzy!
Nieustannie zawierzamy się Waszej ufnej pamięci i również zapewniamy o modlitwie.

S. Bernarda Majda, FDC